niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 4

               Kiedy Kopa już sobie smacznie spał Nala nie zmrużyła nawet oka. Martwiła się o męża, który powinien już wrócić. Miał on tylko bowiem przegonić lwice ze Złej Ziemi z granicy i tyle. Królowa bała się, że Simbie mogło się coś stać. Postanowiła zostawić Kopę z Sarabi i pobiec szukać męża.
               Gdy już wyszła z jaskini zauważyła lecącego Zazu, który właśnie wracał od wodopoju.
Nala: Zazu!
Zazu: Dzień dobry Pani! Jeszcze nie śpisz?
Nala: Nie, Simba jeszcze nie wrócił, bardzo się o niego martwię. Postanowiłam go poszukać.
Zazu: Nie ma się co martwić. Simbie na pewno nic się nie stało i zaraz wróci.
Nala: Ja jednak mam złe przeczucia i pójdę sprawdzić co się dzieje.
Zazu: To ja też pójdę.
                Noc była ciemna i pochmurna, zapowiadało się na deszcz. Cała Lwia Ziemia była pogrążona w śnie. Nala i Zazu starali się iść jak najciszej żeby nie zbudzić choćby najmniejszej mrówki. Kiedy już dochodzili do granicy zobaczyli coś okropnego. W wielkim kręgu stało stado Złej Ziemi. Po środku leżał ledwo żywy Simba! A nad nim stała złowieszczo uśmiechnięta Zira...
Zira: To już koniec Simba! Teraz Lwia Ziemia będzie należała do mnie i mojego stada! Już nic nie dasz rady zrobić, już Cię nikt nie uratuje! Jesteś słaby i bezsilny, więc żegnaj!
                Zira już miała zadać Simbie ostateczny cios, kiedy rzuciła się na nią Nala. Złoziemka była zdziwiona skąd ona się tu w ogóle wzięła, ale o nic nie pytała. Lwice walczyły zażarcie. Nikt nie miał odwagi im przeszkadzać. Walczyły by tak pewnie do upadłego, ale do akcji wkroczyło stado Lwiej Ziemi. Wtedy już się zaczęła walka. Część lwic pomogło wydostać się stamtąd Simbie, a część pomogło Nali rozprawić się z Zirą. Walka nie trwała zbyt długo, ponieważ Lwioziemców było więcej i szybko rozprawili się z wrogami którzy uciekli z powrotem w ciemne tereny.
                W tym czasie Simba już dawno został zaprowadzony na Lwią Skałę. Kiedy stado wróciło, Nala szybko podbiegła do rannego męża.
Nala: Simba co się stało?
Simba: Całe stado się na mnie rzuciło, nie dałem im wszystkim rady. Gdyby nie ty to bym zginął. Dziękuję kochanie za pomoc.
Nala: Ja Ci zawsze pomogę, a teraz idź spać odpocznij.
                  Simba uśmiechnął się do żony i zasnął. W między czasie obudził się Kopa. Przyczołgał się do rodziców (nie umiał jeszcze bowiem chodzić) i przeraził się gdy zobaczył tak padniętego ojca.
Kopa: Tia- tia! Wydukał niepewnie tata. Nala uśmiechnęła się do syna.
Nala: Nic się nie martw synku, z tatą jest wszystko w porządku.
                  Kopa ucieszył się gdy to usłyszał i położył się na grzywie lwa i zasnął. Później obok nich położyła się Nala i cała rodzina była w komplecie. Następnego dnia Simba czuł się już o niebo lepiej i nabrał nowych sił. Teraz wszystko układało się dobrze, a mały książę rósł jak na drożdżach i stawał się coraz ciekawszy i bystrzejszy, a jego rodzice byli z niego bardzo dumni.







1 komentarz:

  1. Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło. Coś jednak czuję, że to nie koniec:P. Pozdrawiam

    Karolina Love♥

    OdpowiedzUsuń